Moje umiłowanie tego, co minęło i przeszło, zaczęło się bardzo dawno.
Być może nawet przyniosłem je na świat jako dziedzictwo.
W rodzinie mego ojca i matki istniał jakiś niepojęty kult historii.
Dlaczego więc ja miałbym nie dostrzegać jej powabów?
Wiktor Zin. Półgłosem i ciszą
[Prezentowana wystawa jest nietypowa, gdyż zazwyczaj Roman Mirowski do jednego szkicu przygotowuje dedykowany opis. W przypadku wystawy „Mniów i okolice” wykorzystano szkice i tekst z publikacji wydanej w 2013 pt. MNIÓW I OKOLICE. OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA. Tekst został podzielony w sposób „obiektywny” przez Adama Malickiego na fragmenty opisujące wybrane obiekty z takich miejscowości jak Mniów, Grzymałków i Wólka Kłucka, ale ze względu na specyfikę tej wyjątkowej wystawy w jednym tekście w niektórych przypadkach znalazło się kilka grafik. Chcemy w ten sposób przybliżyć czytelnikom i rozpropagować mało znane zabytki okolic Mniowa, które być może, jak w przypadku pałacu w Wólce Kłuckiej, niedługo przestaną istnieć].
OD AUTORA
Są osoby – tak jak profesor Wiktor Zin – od najmłodszych lat, aż do końca życia rozmiłowane w historii, w naszym narodowym dziedzictwie, w pamiątkach pochodzących z przeszłości. Są też tacy, którzy przytłoczeni codziennością, nie dostrzegają otaczającej nas i wciąż wśród nas obecnej historii, której materialnymi śladami i dowodami są zabytki. Dziedzictwo kulturowe łączy przeszłość z teraźniejszością tworząc nieprzerwany, wspólny nurt życia narodu. Patriotyzm ogólnonarodowy, ogólnopaństwowy nie byłby możliwy bez patriotyzmu zwanego lokalnym. Bez patriotyzmu „małej Ojczyzny” – wsi lub miasta, powiatu, regionu. Patriotyzm jest uczuciem, emocją – ale nie oznacza to wcale, że nie powinien mieć solidnego fundamentu, opartego na konkretnej wiedzy. Wręcz przeciwnie – wydaje mi się, że aby móc posiadać dumę z własnych „korzeni” i utożsamiać siebie z miejscem, z którego pochodzimy, niezbędna jest wiedza o tym szczególnym miejscu na ziemi. Można bowiem wielokrotnie zmieniać miejsce zamieszkania – ale Ojczyzny nigdy. Ani tej „małej”, ani tej „wielkiej”.
Tekst o zabytkach Mniowa i okolic nie ma w zamierzeniu naukowego charakteru. Ma charakter popularyzatorski, tak aby był bardziej przystępny w odbiorze i – dla wszystkich – łatwiejszy do przyswojenia. Temu celowi służy także duża ilość uzupełniających go rysunków. Starsi Czytelnicy pewnie pamiętają z telewizji cykl „Piórkiem i węglem” profesora Wiktora Zina, który przyciągał większą ilość widzów niż inne programy, w których posługiwano się tylko słowem. Miałem niezwykle szczęście być uczniem Profesora i staram się tę jego metodę kontynuować – oczywiście tylko w miarę swoich możliwości, bo Jego talent i Jego umiejętności – były zupełnie wyjątkowe.
„Obce rzeczy wiedzieć dobrze jest, – swoje, obowiązek” – pisał przed ponad stuleciem Zygmunt Gloger, autor Encyklopedii Staropolskiej” i wielu książek o „budownictwie drzewnym w dawnej Polsce”. Podążając tym śladem, – odbiorców tej książki można podzielić na dwie grupy. Pierwszą z nich – i są to główni adresaci – stanowią mieszkańcy gminy i ludzie, którzy się z niej wywodzą. Dla nich, znających piękno i dziedzictwo gminy, będzie to trochę opowieść z cyklu: „znacie, no to posłuchajcie”, może porządkująca niektóre informacje, może przynosząca inne, mniej znane, ale nie całkowicie nowa. Dla drugiej grupy Czytelników – tych, którzy Mniowa i okolic nie znają, będzie to opowieść zupełnie nowa, która, mam nadzieję, sprawi że poznają i polubią ten niewielki fragment ich „wielkiej” Ojczyzny, niemal tak, jak ci którzy tu się urodzili.
Wiedza o dziejach gminy zawarta jest w I części tej książki. Niniejsza II część uzupełnia ją o bardziej szczegółowe informacje o kulturowym dziedzictwie gminy, a ściślej o materialnej części kulturowego dziedzictwa. Pod względem terytorialnym książka obejmuje obszar trochę większy od gminy – stąd w tytule „Mniów i okolice”. Nie zamierzając dyskutować o granicach gminy, należy tylko pamiętać, że są one dość „młode” w stosunku do wielowiekowych dziejów tego terenu. Dziedzictwo kulturowe powstawało przez wiele stuleci. Zmieniała się przynależność administracyjna tych terenów – nie tylko powiatowa, ale także państwowa. W okresie dwudziestu lat na przełomie XVIII i XIX stulecia była tu I Rzeczpospolita, po niej monarchia habsburska, potem Księstwo Warszawskie a po kongresie wiedeńskim – Królestwo Polskie pod berłem rosyjskiego cara. Ale te kwestie nie miały tak decydującego wpływu na kształt kulturowego dziedzictwa jak, na przykład: kształt sieci parafialnej, sprawy własnościowe tutejszych dóbr ziemskich czy wreszcie aspekty gospodarcze i ich związki z postępem technicznym.
Cywilizacyjny „skok” tej części Kielecczyzny miał związek z rozwojem przemysłu. Widać to choćby po przekształceniach sieci parafialnej i datach fundacji kościołów. Był ten okres pomyślności, niestety, dość krótki. W ramach represji po powstaniu listopadowym carskie władze zaczęły tutejszy przemysł ograniczać, by niemal zlikwidować po powstaniu styczniowym. A potem nastąpił „wiek pary i elektryczności” i już sam postęp techniczny sprawił, że inne źródła energii wyeliminowały dotychczas używaną energię Bobrzy i innych rzek z okolicy. A przemysł zaczął rozwijać się w pobliżu złóż węgla.
Wśród zabytków Ziemi Mniowskiej nie ma średniowiecznych zamków ani gotyckich kościołów. Najstarsze z tutejszych obiektów zabytkowych pochodzą z początków XVII stulecia i nosić mogą cechy renesansu, manieryzmu bądź nawet wczesnego baroku. Najlepiej zachowane są kościoły – a to z tego względu, iż mają wciąż tę samą funkcję i tego samego użytkownika. Gorzej jest ze stanem zachowania obiektów rezydencjonalnych. Jeżeli nawet przetrwały, to stan ich jest ciężki. Używając medycznej terminologii uzupełniłbym to jeszcze: ciężki i niestabilny, po bez podjęcia szybkich i zdecydowanych działań, będzie się ten stan pogarszał. Mam tu na myśli głównie najciekawszy, najbardziej oryginalny, o wręcz unikalnym charakterze obiekt, zwany Kołłątajówką albo dworem lub pałacem w Wólce Kłuckiej. Uratowanie go jest wciąż możliwe, chociaż z dnia na dzień staje się coraz trudniejsze i bardziej kosztowne. Gdyby wyremontować go z przeznaczeniem na cele kulturalne – bo taki cel uczyniłby ten obiekt dla wszystkich dostępnym, byłoby to wielkim osiągnięciem, przynoszącym gminie i jej władzom więcej chwały i popularności niż jakakolwiek ogólnopolska kampania reklamowa. Przy okazji warto – działając w porozumieniu z władzami kościelnymi – wspomóc stary kościół w Grzymałkowie, aby przestał on – jak drzewa w sztuce Ionesco – „umierać stojąc”. Mógłby on, wspólnie z wyremontowaną Kołłątajówką, stać się siedzibą Centrum Kultury, a z uwagi na swoje „sacrum” – pełnić rolę Działu Kultury Chrześcijańskiej tego Centrum.
Na koniec chciałbym podziękować wszystkim mieszkańcom gminy, którzy podczas wizji lokalnych i w trakcie zbierania materiałów do książki okazali nam cierpliwość, wyrozumiałość i życzliwą pomoc.
Roman Mirowski