Dwór, pałac, pałacyk myśliwski czy po prostu Kołłątajówka? Już na samym początku rozważań nad obiektem w Wólce Kłuckiej, natrafiamy na wątpliwości. Jak na dwór obiekt ten wygląda – przynajmniej od strony rzeki i ogrodu – zbyt okazale. Aby nazwać go pałacem – na to może wydawać się być zbyt niski, pałace zazwyczaj mają przynajmniej dwie kondygnacje naziemne. Ale może uznać jego „piętrowość” ze względu na mieszczące się w jego murach, w północnym trakcie „mezzanino”, czyli jakby półpiętro, wynikające z przedzielenia stropem wysokiego, bo liczącego około pięciu metrów wysokości parteru? Rosyjskie władze administrujące gubernią znalazły jeszcze jedno określenie: dacza. Na mapie z lat 80. XIX stulecia widnieje taki tytuł: „Kopytowo s daczeju Kołontajewskoj”. Chyba dlatego najczęściej używa się terminu: pałacyk myśliwski, jako najmniej kontrowersyjnego, Nie dwór, nie pałac – a pałacyk. Coś pośredniego między dworem a pałacem. A myśliwski – być może chodziło o zasugerowanie funkcji bardziej rekreacyjnej, a mniej rezydencjonalnej. A i polowania na pewno organizowano w okolicach obiektu, z czego przymiotnik „myśliwski” można uznać także za uprawniony. Dobrym określeniem jest jeszcze często używana: „Kołłątajówka” – od nazwiska właścicieli wsi i budowniczych, a potem mieszkańców pałacyku. Ponieważ wszystkie z wyżej wymienionych nazw równoprawnie funkcjonują w literaturze dotyczącej Wólki Kłuckiej, będę w dalszej części tekstu traktował je jako oboczności i używał ich wszystkich na przemian.
Wydaje się także, że architekturę pałacyku (mimo wielu zastrzeżeń, o których dalej) nazwać można wybitną. Tym bardziej dziwi – dostrzeżone przez Zbigniewa Lentowicza – traktowanie obiektu w literaturze przedmiotu, zresztą niezbyt obfitej – jako zabytku niższej kategorii, stylowo zapóźnionego, a nawet noszącego cechy prowincjonalizmu. Lentowicz, autor opracowanej w roku 1972 dokumentacji naukowo-historycznej pałacyku pisze: „Długo był niedoceniany jako zabytek architektury. Dla przykładu – nie wymienia go Słownik Historyczno-Geograficzny Królestwa Polskiego. Spis zabytków architektury Kielecczyzny z roku 1930 wyszczególniający 407 obiektów, nie wspomina pałacu, nie wspominają go też przewodniki po ziemi kieleckiej. W podziale zabytków na grupy wartościowe, pałac zakwalifikowano do grupy II”.
Niewątpliwie jedną z głównych przyczyn była niewiedza o tym szczególnym obiekcie, wynikająca z kiepskiego stanu badań nad dziedzictwem kulturowym Kielecczyzny. Kielce, mimo blisko dwustuletniego statusu miasta wojewódzkiego, ośrodkiem naukowym dopiero być zaczynają. Dotąd wszelkie badania prowadzone były przez uczelnie ze stolic regionów graniczących z Kielecczyzną: z Warszawy, Krakowa, Łodzi, czasem Lublina, a prowadzone badania miały charakter wyrywkowy i wynikały z potrzeb uczelni a nie z planowego i zmierzającego do syntezy, przebadania szeroko pojętego dziedzictwa kulturowego regionu.
Konkretnie, w przypadku pałacyku w Wólce Kłuckiej, badaniom nie sprzyjało jego położenie z dala od głównych szlaków komunikacyjnych, nie najlepszy stan zachowania oraz status własnościowy: dostęp do prywatnego obiektu zależy od woli właściciela a nie od decyzji urzędników. Na początku lat 70. , kiedy uznano, iż stan obiektu coraz bardziej wymaga kosztownej interwencji, której właściciele absolutnie nie mogą sprostać, pojawił się pomysł, by obiekt ktoś wykupił i przystosowując go do nowych funkcji (dom pracy twórczej, ośrodek wypoczynkowy itp.) gruntownie go wyremontował. Pierwszym etapem działań zmierzających do takiego celu było opracowanie podstawowej dokumentacji: pomiarów, badań architektonicznych, dokumentacji naukowo-historycznej. Powstały one w roku 1971 i 1972 w pracowni PP PKZ w Kielcach, a ich autorami byli: inwentaryzacji architektonicznej St. Gołuchowski, dokumentacji naukowo-historycznej wspomniany już Zbigniew Lentowicz, zaś badań architektonicznych: Andrzej Bronisław Krupiński i Czesław Zając.
Niestety etap ów okazał się być pierwszym i zarazem ostatnim. Dobrze się stało, ze dokumentacja taka powstała i dziś, wobec niesłychanie powiększonej destrukcji obiektu, ma wartość niemal bezcenną. Źle, że nie znalazł się nabywca popadającego już wówczas w ruinę pałacu i do remontu i przebudowy nie doszło. A w czterdziestoleciu, jakie od opracowania dokumentacji minęło mamy do czynienia ze ziszczeniem się treści bajki Ignacego Krasickiego: „wśród najlepszych przyjaciół psy zająca zjadły”. No może nie do końca jeszcze „zjadły”, ale dziś obiektowi do ostatecznego zawalenia się już bardzo niewiele brakuje, zaś koszt ewentualnego remontu kilkakrotnie się powiększył.