Wieś Doły Biskupie leży niedaleko Kunowa, w dolinie rzeki Kamiennej, nad jej dopływem, Świśliną. Rzeczka ta już w XVI stuleciu użyczała tutaj swej energii napędzając służące ludziom maszyny. Pierwsza wzmianka o tym pochodzi z roku 1586, a dotyczy przeniesienia w inne miejsce biskupiego młyna, który stał zbyt blisko młyna należącego do świętokrzyskiego klasztoru. Najprawdopodobniej młyn biskupa przeniesiono w dół rzeki, właśnie w to miejsce, w którym stanęła potem fabryka tektury. Z biskupiego młyna nie pozostały żadne ślady, podobnie jak z następnego, który zbudowano tu z drewna w roku 1782. Drewniane budowle zastąpione zostały murami
dziewiętnastowiecznego młyna, zbudowanego w roku 1817 przez osiadłego w Dołach Austriaka, Stefana Ulricha. Młyn Ulricha do dużych nie należał, skoro w monografii Kunowa wydanej w roku 1900 jej autor, Władysław Fudalewski, nazywa go „lichym młynkiem”.
Pod koniec XIX stulecia Doły kupił Ignacy Kotkowski, który „z wielką umiejętnością i znawstwem prawdziwem techniki siłę wody ujął tak, iż ona do dziś do poruszania kół młyńskich służy. Młyny są urządzone wedle ostatnich ulepszeń młynarskich” – pisał Fudalewski. Kotkowski otworzył etap trwający w Dołach przez ćwierć stulecia – etap który Jan Leszek Adamczyk ochrzcił „Osadą młynarską 1885-1911„. Prócz młyna powstały też obiekty pomocnicze, mieszkalne, budynek biurowy. Ignacy Kotkowski zmarł w roku 1901. Spadkobierczynią, a więc właścicielką „Osady” została jego córka, Marcelina, od kilku lat nosząca po mężu nazwisko Gombrowiczowej. Niedługo potem (rok 1911) Gombrowiczowie przenieśli się do Warszawy, ale wcześniej, pragnąc uczcić narodziny syna, Witolda (a także „zabezpieczyć” mu przyszłość) postanowili założyć spółkę akcyjną nazwaną na cześć potomka „Witulin” i wybudować w Dołach, w miejsce młynów – fabrykę papieru i tektury.
Produkcji papieru nigdy w Dołach nie podjęto, ale uruchomiona w nowo wybudowanych halach linia produkcji tektury należała wówczas do najnowocześniejszych. Linie technologiczną tworzyły maszyny renomowanych firm niemieckich i austriackich – i to właśnie w głównej mierze stało się przyczyną wpisania w roku 1980 fabryki do rejestru zabytków. Same budynki większej wartości estetycznej nie przedstawiały, tym bardziej, że tak jak każdy funkcjonujący zakład produkcyjny stale je rozbudowano i przebudowywano, „wzbogacając” o coraz to brzydsze kolejne dobudówki, szopy i magazynki.
Energia wodna stawała się coraz mniej potrzebna – coraz więcej maszyn napędzano silnikami elektrycznymi. Fabryka działała też w latach okupacji – a jako „Witulin” dotrwała do roku 1949. Potem weszła w skład Państwowego Przemysłu Terenowego, ale wciąż była zakładem niemal „kwitnącym” i to dosłownie. Według relacji pracowników, aż do momentu zaprzestania produkcji (co nastąpiło na początku lat 90.) zakład prosperował, a miedzy halami kwit³y kwiaty i działała fontanna, korzystająca z energii wodnej Świśliny. Fabryka nie zdołała przetrwać okresu zwanego „czasem transformacji„. Przemiany społeczno-polityczne zachodzące w Polsce na początku lat 90. okazały się ponad siły starej fabryki. Najpierw stanęła produkcja. Potem okazało się, że nowi, prywatni właściciele nie są w stanie utrzymać nierentownego zakładu. Gwoździem do trumny stała się powódź, która nawiedziła Doły w roku 2001. Po niej zakład zamienił się w „byłą fabrykę„, rozkradaną bezczelnie (nawet w dzień), z wszystkiego co tylko ma jeszcze jakąkolwiek wartość.