Zabudowa południowej strony ulicy Radkowskiej nigdy nie była efektowna. Zabudowie nie sprzyjały ani duże spadki terenu (w końcu jest to stok Góry Zamkowej), ani warunki geologiczne, z „wychodzącymi” na powierzchnię skałami. Nie sprzyjały też stosunki własnościowe – rozciągały się tu łąki stanowiące uposażenie chęcińskich instytucji kościelnych. Owe utrudnienia dotyczyły też południowej pierzei rynku. Warto wspomnieć w tym miejscu, iż owa pierzeja, w odróżnieniu od trzech pozostałych, przez wiele lat była słabo zainwestowana. Oprócz przyczyn natury geologicznej mogły wystąpić też inne. Jeszcze na początku XIX wieku zamiast normalnych działek, jak wynika z dokumentów, „blok” ten tworzyły trzy pola (role) o nazwach: kanclerskie, prymasowskie, królewskie. Może to właśnie owa specyfika własnościowa była powodem, że w okresie XV i XVI stulecia, gdy w innych miejscach miasta wykształcał się charakterystyczny dla Chęcin typ kamieniczki z przejazdową, sklepiona sienią i izbą wielką w podwórzu, tutaj lokowano tylko budynki drewniane?
Budynki które stoją tu obecnie stanowią mieszankę mało niestety efektownej zabudowy starszej z nieefektowna zabudową współczesną. A szkoda, gdyż miejsce, ukoronowane ruinami zamku, zasługuje zaprojektowanie tu architektury – jeżeli nie wybitnej, to przynajmniej bardzo dobrej. Niemal z każdego miejsca w Chęcinach zamek stanowi dominantę i nie wolno o tym zapominać nikomu, kto w Chęcinach cokolwiek buduje lub remontuje.
W ostatnich latach procesy inwestycyjne w obrębie lokacyjnego miasta nabrały przyspieszenia. To dobrze, bo to co działo się w czterdziestoleciu po II wojnie światowej, doprowadziłoby do całkowitej degradacji zabytkowego obszaru, do pełnego „wyprowadzenia” miasta poza miasto. Początek takiej tendencji stanowiła budowa bloków na zachód od starówki. Dziś rozrastania się Chęcin na zewnątrz zahamować się już nie da, ale zmieniona sytuacja społeczno-gospodarcza może sprzyjać sanacji starej zabudowy i rewaloryzacji zabytkowego układu przestrzennego.
Część kamieniczek już odrestaurowano. Mocny kontrast w stosunku do aktualnego wyglądu chęcińskich uliczek, stanowią niektóre dawne zaułki, w których pozytywna, ogólna „malowniczość” pomieszana jest z się z negatywnymi zjawiskami, takimi jak odpadający tynk, złuszczona farba i dziurawy bruk. W niektórych partiach miasta (na przykład w pobliżu klasztoru franciszkanów) zabudowa zachowała jeszcze wiele kolorytu dawnych Chęcin, czyli miasta, którego mieszkańcy nie mogli jeszcze całkowicie oderwać się od zajęć związanych z rolnictwem, a czego świadectwem są liczne budyneczki gospodarcze i pomocnicze, towarzyszące zabudowie mieszkalnej. Ten rodzaj zabudowy nie ma już przyszłości. Rzecz jednak w tym, aby po dokonaniu ko-niecznych remontów i przebudów, pozbyć się zjawisk negatywnych, nie utraciwszy przy tym nic dawnego uroku i właśnie tej malowniczości, bez których miasteczka będą pozbawione swoistego klimatu i odpowiedniej „duszy”. Powszechnie uważane za niemożliwe połączenie wody z ogniem – wydaje się wobec tego problemu dziecinnie łatwe.