A utor: Roman Mirowski
Miasto Chęciny powstało w zajmowanym obecnie miejscu – dzięki zbudowanemu nieco wcześniej zamkowi. Zanim doszło do lokacji miasta w oparciu o prawo magdeburskie funkcjonowało ono jako osada służebna, spełniająca usługowe funkcje wobec zamku. Nazwa osady zapożyczona została z pobliskiej wsi Chęcin: początkowo nazywano ją Nowe Chęciny, potem przejęła nazwę Chęcin, a „stare” Chęciny ochrzczono Starymi – do dziś istnieją pod nieco zmodyfikowaną nazwą Starochęcin. Powody, dla których zbudowano zamek były dwa: po pierwsze – to tutaj krzyżowały się ważne szlaki komunikacyjne. Jeden prowadził z Krakowa do Torunia, drugi z Wiślicy w kierunku Śląska. Po drugie rolą zamku było ochraniać teren górnictwa kruszcowego, w polityce finansowej ówczesnych władców Polski – niezwykle istotny. Lokalizacja chęcińskiego zamku właśnie w tym a nie innym miejscu wynikała z naturalnej obronności wzgórza, musiał więc służebny wobec zamku organizm urbani-styczny ulokować się na zboczu góry, a więc w miejscu dla budowy miasta dość trudnym. Ulice Chęcin rozplanowano więc tak, aby główne (o kierunku wschód-zachód) przebiegały możliwie na tym samym poziomie, za to łączące je krótsze, prostopadłe (o kierunku północ-południe) cechowała duża, sięgająca nawet kilkunastu metrów, różnica poziomów.
Ciąg ulic zwanych dzisiaj Radkowska – Jędrzejowska znajduje się najbliżej Zamkowej Góry – i gdyby nie późniejsza zmiana, polegająca na przemieszczeniu się na północ południowej pierzei Rynku – przebiegałby przez główny plac miasta bez żadnych zakrętów.
Proponuję zacząć spacer po mieście, właśnie ulicą Radkowską. Przedstawiany widok pochodzi z roku 1980. W głębi sylweta kościoła parafialnego stojącego na zboczu Góry Zamkowej; na pierwszym planie drewniana zabudowa o charakterze wiejskim, dominująca jeszcze wtedy na przedmieściach Chęcin, choć stan jej zachowania już wówczas – przed ćwierćwieczem – daleki był od kwitnącego. Pochylone ściany, nierówna linia okapów, załamania płaszczyzn połaci dachowych wynikające z przegniłych belek, tworzących zrąb budynku i jego więźbę. Przeciekający gont lub słomiane strzechy, zamiast naprawić tym samym materiałem, dodatkowo pokrywano papą. W otaczających obejścia płotach brakowało całych przęseł, a w tych które jeszcze trwały – sztachet. Wszystko to spowodowane było kiepską kondycja finansową właścicieli chałup, z reguły zaawansowanych wiekiem, gdyż młodzi w drewnianych budynkach mieszkać nie chcieli, swój cywilizacyjny awans upatrując w przeprowadzce do betonowych blokowisk. Dzisiaj chęcińskie przedmieścia wyglądają zupełnie inaczej. Drewniane chałupy (z niewielkimi wyjątkami) są w zdecydowanym odwrocie. Na dachach murowanych domków papę i gont zastąpiły: najpierw eternit, a obecnie bajecznie kolorowa „blachodachówka”. Drewniane sztachety płotów wyparte zostały przez ogrodzenia z siatki lub – co jeszcze gorsze – z betonowych, niesłychanie ozdobnych prefabrykatów. Pewnie wiele osób uważa, że jest teraz czyściej i bardziej nowocześnie. Ale innym brak tamtej rodzimej, choć może nieco prowincjonalnej estetyki. Mówiąc ogólnie – żal dawnych czasów, które zbyt szybko stały się historią…