Pierzchnica w roku 1869 – jak wiele innych, ówczesnych miejscowości w Polsce – miastem być przestała. Na ile stało się to z przyczyn politycznych – bo carskie władze w jakiejś mierze chciały poprzez degradację miast do poziomu osad, ukarać Polaków za powstanie styczniowe – a na ile jako po prostu było to doprowadzenie do zgodności ze stanem faktycznym, gdyż wiele z dawnych miast zaprzestało rozwoju już w czasie wojen szwedzkich, a w wieku XVIII zamiast zmienić się na lepsze, regres nadal się pogłębiał. W przypadku Pierzchnicy można zaobserwować w 1. połowie XIX stulecia – nie postępujący upadek – ale wyraźne ożywienie, więc może więcej było w zmianie jej prawnego statusu polityki, a mniej ekonomii. Dziś Pierzchnica, choć należy do elitarnej grupy „miast kazimierzowskich” miastem niestety nie jest – a czy znowu kiedyś nim będzie – zależy to najbardziej od jej mieszkańców i wyłonionych spośród nich władz samorządowych. To w ich rękach znajduje się „klucz” do przyszłości.
Co to znaczy „być miastem”? – odpowiedź nie jest ani uniwersalna ani prosta. Czym innym było miasto w Polsce w czasach piastowskich, czym innym jest dzisiaj. Ale i dawniej i obecnie przez pojęcie miasta rozumiano zarówno stan prawny (który podlegał jednak modyfikacjom) jak i układ przestrzenny – który często zmieniał się wręcz dynamicznie. Ale miasto to też ludzie, bez których jego istnienie w ogóle jest niemożliwe. Ludzie, od których pracowitości, sprawnej organizacji, a także od tego, co dziś określamy pojęciem „kreatywności” – zależy najwięcej. Państwowe władze winny im w tym pomagać, a przynajmniej – jak najmniej przeszkadzać.
„… Miasto wyróżniało się ściśle wyznaczonym w terenie obszarem. Granica miasta – pisze profesor Henryk Samsonowicz – była jednocześnie granicą różnych stref prawa”. Tak więc zazwyczaj pierwszą czynnością przy „lokowaniu” miasta, było wyznaczenie i oznakowanie jego granic. Najczęściej zaznaczano granicę miasta poprzez wykopanie rowów, ale na przykład przy lokowaniu Płocka (rok 1237) akt lokacyjny zawierał dokładny opis granic powstającego miasta. Henryk Samsonowicz pisze: „Dalszą czynnością mierniczego było wyznaczenie rynku,ulic i parcel przeznaczonych dla osadników. Wydaje się, że głównym narzędziem (a także jednostką miary) był „sznur” w różnych ośrodkach różnej długości (45-50 m), dzielący się na 12 „prętów”. Wytyczone w ten sposób bloki zabudowy dzielono na poszczególne działki. Wielkości działek różniły się miedzy sobą także w ramach jednego miasta, uwzględniały bowiem nie tylko potrzeby wynikające z charakteru pracy właściciela, ale także były wyróżnikiem stopnia jego zamożności. Najlepsze działki znajdowały się w blokach przyrynkowych, najgorsze – na obrzeżach miasta. Dążono także (choć raczej dotyczyło to większych miast) do „grupowania” obok siebie poszczególnych rzemieślników, stąd potem brały się takie nazwy ulic jak: Szewska, Piekarska czy Rzeźnicza.
Prócz działek pod zabudowę, miasto rozporządzało także określonym obszarem rolnym (także leśnym) przeznaczonym dla miejskiej gminy. Wynikało to z konieczności „zapewnienia zaplecza żywnościowego” mieszkańcom (pola, ogrody, pastwiska), a także dla zapewnienia im opału i budulca (las). Wielkość obszaru dla miasta była różna: Budziszowice na Mazowszu otrzymały 12 i pół łana, a małopolska Wisłoka – aż 200 łanów. Warto wspomnieć jeszcze, że łan łanowi nie był równy, bo pod tym określeniem mógł kryć się albo łan frankoński, czyli „wielki”, liczący około 24 hektary, albo łan flamandzki, zwany „małym”, obejmujący tylko 16 ha.