T ekst prezentowany poniżej autorstwa J.L. Kaczkowskiego, został wydrukowany w publikacji pt. Pamiętnik Kielecki na rok zwyczajny 1874 pod red. ks. Władysława Siarkowskiego (publikacja dostępna w Świętokrzyskiej bibliotece cyfrowej) . Prezentowany tekst w oryginalnej formie z 1874 r.
JAKÓB KORNECKI
SNYCERZ
Wedle podań miejscowych
spisał J.L.Kaczkowski
W Pamiętniku Kieleckim, z r. 1870 (str. 159) zwróciłem uwagę acz niepowszechną, lecz przynajmniej okolicznych mieszkańców, na arcydzieło sztuki rzeźbiarskiej, jakie posiadają Kielce w pomniku świętego Jana Nepomucena, wykonanym z ciosu i ustawionym nad stawem przy moście obok szluzy.
Oceniając dzieło powyższe z artystycznego punktu zapatrywania się, z całą bezstronnością przyznać wypada, że liczy się do najpiękniejszych tego rodzaju pomników, jako odznaczające się wytwornością rzeźby, mistrzowskim wyrazem twarzy, układem draperji, nadzwyczajną delikatnością dłuta w wykonaniu wszelkich akcesorji, a szczególniej koronki u komży świętego, świadczą najwymowniej, że wyszło z pod dłuta niepospolitego artysty, jakim rzeczywiście okazał si, w tym względzie Jakób Kornecki urodzony w Kielcach.
Mimo jednakże swych zalet, nie zwracał powszechnej uwagi, jako nieprotegowany przez nikogo, słowem pozbawiony zupełnie owych sztucznych pół środków, za użyciem których małostkom wyrabia się chwilowe uznanie ogółu, ze szkodą prawdziwej zasługi i talentu.
Jakób Kornecki, urodził się w końcu zeszłego stólecia około roku 1770 w mieście Kielcach, z ojca snycerza. Z młodszym bratem Joachimem wyuczywszy się od ojca profesji snycerskiej, wspólnie wszyscy trzej w tym kierunku pracowali na kęs chleba powszedniego. W czasie restauracji kościoła parafjalnego w Jędrzejowie, wszyscy trzej przenieśli się tamże, gdzie umarł im ojciec. Obaj bracia zatem u fary rzeźbili i złocili ołtarze. Jakób odmalował obraz św. Trójcy w wielkim ołtarzu, nieodznaczający się wcale nie tylko wytwornością ale nawet poprawnością pędzla, jako zwykle wszelkie produkcje rzemieślników malarzy.
Następnie przedostatni opat cystersów jędrzejowskich Niegolewski restaurując zgorzałe zabudowania w r. 1800, poruczył im wykonanie robót tak w kościele jako i klasztorze w którym niegdyś przemieszkiwał i dokonał żywota kronikarz Wincenty, Kadłubkiem zwany. Pierwszy z cystersów policzony w poczet błogosławionych wyrokiem Klemensa XIV z daty 11 Lutego 1764 r. dla którego papież regułę zakonną przełamał, zabraniającą cystersom, kanonizowania swych świątobliwych zakonników.
Jakób w kościele cystersów zajmował się głównie przyozdobieniem organu, w chęci podobania się opatowi, który jak wiadomo biegle grał na tym instrumencie. Zajmując się wyłącznie rzeźbiarstwem wykonał w tym czasie oprócz wszelkich ozdób przy organach jak ceraty, arabeski, ornamentacje, kolosalne statuy Dawida; Ś-tej Cecylji, aniołów i wiele innych, z których niektóre przewiezione z Jędrzejowa mieszczą się w spacerowym ogrodzie publicznym w Kielcach. Szczytem atoli jego dzieła, które zamieniło zwyczajnego rękodzielnika, w artystę namaszczonego chryzmem talentu, była statua św. Jana Nepomucena której drzeworyt znajduje się na str. 57 niniejszej broszury.
Jak w większej części najważniejszych wynalazków i najśmielszych odkryć, zdumiewających następnie ludzkość całą, był prosty, małoznaczny na pozór wypadek, tak również w dziedzinie piękna, częstokroć błaha okoliczność tworzy wielkich artystów, których imiona opromienione aureolą sławy, z czcią niemal religijną przechodzą w najodleglejsze pokolenia.
Każdemu z ukształceńszych czytelników wiadomo jak silny wywarła wpływ Fornarina, na wrażliwym umyśle Rafaela, ale nie każdy zapewne wie o tem, że dłuto kierowane wedle wskazówek opata Niegolewskiego w ręku Jakóba, zamieniło zwykłego rzemieślnika w niepospolitego artystę.
Niegolewski dworus stanisławowski, pełen owoczesnej galanterji, modnego dyletantyztmu, zamierzył uwiecznić swą pamięć w postaci swego patrona, którego polecił wyciosać Korneckiemu z pińczowskiego piaskowca, służąc mu nie tylko za model, ale wspierając go jednocześnie radami i estetycznem doświadczeniem w ciągu całej tej pracy.
Studja Niegolewskiego, ożywione tchnieniem wrodzonego talentu Jakóba, wydały arcydzieło sztuki, które umieszczone na zewnątrz murów klasztornych, stało się prawdziwą ozdobą tej okolicy. Z czasem wszakże zaniedbany i opuszczony byłby uległ zupełnemu zniszczeniu, ale Tomasz Zieliński znany powszechnie dyletant sztuk pięknych i skrzętny zbieracz różnych pamiątek archeologicznych, bibljograficznych i innych, dla własnej wyłącznie satysfakcji, a nie żadnych trwalszych celów: jako naczelnik powiatu kieleckiego sprowadził takowy do Kielc, wyrestaurował własnym kosztem i umieścił czasowie w tem miejscu gdzie się obecnie znajduje, w zamiarze nadania mu innego przeznaczenia.
Ze śmiercią Zielińskiego, nikt nie poczuwał się do obowiązku zachowania w całości tej prawdziwej ozdoby miejsca przechadzek publicznych, która znowu pozbawiona naturalnej nad sobą opieki, utraciła część lewej ręki i poczęła marnieć tak dalece, że wkrótce jako szpecąca widok publiczny zostałaby usuniętą i użytą jako materjał budowlany posługiwać mający na fundamenta budowy jakiego browaru lub lamusu, jak to dziać się zwykło z wielu nader szacownemi pamiątkami, zwłaszcza przy tak zwanych restauracjach starożytnych budowli, świątyń i innych; dokonywanych pod kierunkiem wykwalifikowanych i nominowanych na ten urząd budowniczych.
Kiedy wreszcie udało się nieco wmówić w inteligentniejszą publiczność realną wartość tej estetycznej pamiątki, z incjatywy Stanisława Sienickiego, dwaj tameczni obywatele Władysław Degelman i Ludwik Krzyżkiewicz własnym kosztem wyrestaurowali rzeczoną statuę, oddając tym sposobem należny hołd zasługom, pamięci i talentowi zgasłego artysty, współziomka i obywatela. Fakt ten jest najwymowniejszym, że znajdują się jeszcze ludzie, zdrowo pojmujący stanowisko obywatela, umiejących nieść swe usługi dla kraju i społeczeństwa, i niezaprzeczenie Coraz liczniejszemi byłyby ich zastępy, gdyby moralna nicość rada ubierać się w cudze pióra zasługi, nie parodjowała ich poświęceń. Podobny wypadek miał miejsce i w Kielcach gdzie protekcja nieproszonych opiekunów i protektorów sztuki, zeszpeciła cały pomnik rzemieślniczem a nie artystycznem uzupełnieniem uszkodzonej ręki.
W tem miejscu, nie od rzeczy podać do publicznej wiadomości, że wszelkie pomniki kamienne, ustawione na zewnątrz, dla zabezpieczenia ich od działań powietrza, należy przynajmniej co lat kilka pociągać pokostem.
Po nastąpionej supresji w r. 1818 niektórych klasztorów w królestwie, a skutkiem tego zmniejszonej liczby restauracji kościołów, bracia Korneccy nie widząc dla siebie odpowiedniego zarobku, przenieśli się w 1823 roku do Krakowa, gdzie Joachim objął zarząd nad rzeźbiarnią Mieroszewskiego i tam pozostawał aż do końca jej istnienia, to jest do 1830 roku.
Jakób zarzucił dłuto jako nie dające mu powszedniego chleba, chwycił się malarki pokojowej i obrazowej i umarł na suchoty w końcu 1831 r. liczące około 70 lat życia, w domu dominikańskim pod Matką Boską, przy ulicy Mikołajewskiej.
Obaj bracia Korneccy byli to samouczki i nadzwyczaj produkcyjni. W wielu kościołach pozostawili po sobie mnóstwo drogocennych pamiątek, w których ciągle pracowali. W wolnych chwilach od zająć obowiązkowych, Jakób con amore rzeźbił z drzewa najczęściej postać krzyżowanego Jezusa Chrystusa, lubując się w mistrzowskiem rzeźbieniu wyrazu twarzy, artystycznem wykończeniu wszelkich akcesorji, a punktem kulminacyjnym jego talentu jest właśnie ów pomnik z ciosu, świętego Jana z Nepomuk.
Jeszcze przed kilkunastu laty tak w Kielcach jako i Jędrzejowie, można było dość licznie spotykać produkcje dłuta Jakóba, dziś jednakże należą one do osobliwości.