Swój najbrzydszy stan – wydaje się – Niemczówka osiągnęła w 1. połowie lat 50. XX wieku. Na taki właśnie stan nałożyły się wszystkie przeróbki dokonane uprzednio przez właścicieli narodowości żydowskiej (pragnących jak najbardziej „ekonomicznych” rozwiązań), oraz bieda, niechętny stosunek władz do własności prywatnej, a także powszechne braki (materiałów budowlanych oraz fachowców, którzy potrafiliby je użyć) charakterystyczne dla pierwszego powojennego dziesięciolecia. Na szczęście stan ten nie trwał już długo – dokumentacja, na której ów paskudny stan możemy zobaczyć, sporządzana była jako przygotowanie do remontu, który nastąpił niedługo.
Na zachowanym planie parteru kamieniczki z tamtych lat widać, że izba wielka podzielona została przy pomocy ścianek działowych na pięć pomieszczeń. Aby w każdej z nich zapewnić dzienne światło, wykuto cztery dodatkowe okna w ścianie zachodniej. Ale z jakichś (być może funkcjonalnych przyczyn?) zamurowane zostało jedno z trzech okien doświetlających dawniej izbę od strony południowej. Dwie frontowe izby przebudowano na sklepy. W tym celu, zamiast małych okienek wpuszczających kiedyś od ulicy – wprawdzie niewiele światła, ale za to równie niewiele hałasu – teraz pojawiły się po obu stronach bramy – drzwi i okna wystawowe, całkowicie psujące dotychczasowy ład elewacji. Przepierzenie wykonano zresztą także w sieni, zapewne po to, by wyodrębnić tam jeszcze jeden mini- lokal handlowy.
Elewacja w roku 1954 wyglądała okropnie. Krzywa brama, zamknięte na stałe okiennice lokali handlowych (jak wiadomo w PRL „bitwę o handel” wygrała własność uspołeczniona, prywatne lokale handlowe zamykano, a tu – dosłownie zamknięto przy pomocy pokrzywionych okiennic. Obrzydliwie wyglądało też na elewacji poddasze: pomiędzy wystającymi z połaci dachu ścianami, „ozdobionymi” liszajami odpadających tynków, rozciągała się drewniana ścianka z krzywo przybitych desek, w której znajdowały się cztery otwory okienne, oświetlające – zapewne – cztery brudne i ciasne pokoiki. Remont, wykonany na podstawie dokumentacji sporządzonej przez Pracownie Konserwacji Zabytków, przywrócił w znaczącym stopniu historyczne walory ka-mieniczki.
Przywrócono w elewacji frontowej dawne rozmieszczenie otworów, okna „oprawiając” w kamienne obramienia. Zlikwidowano paskudną facjatkę na poddaszu, zastępując ją trzema lukarnami od frontu i jedną od strony zachodniej; na dachu pojawił się nowy gont, a wnętrza kamieniczki otrzymały sensowne – choć niemieszkalne przeznaczenie. Do kamieniczki znowu wchodzi się przez obszerną sień nakrytą sklepieniem, stanowiącą nie tylko przejazd na podwórze, ale także główną powierzchnie komunikacyjną, którą dzisiaj nazwalibyśmy: „hallem głównym”. Drzwi wiodące z sieni do poszczególnych pomieszczeń oprawione są –w ozdobne, ale dziś już częściowo zniszczone – portale. W latach 60. w izbie wielkiej była kawiarnia, z której Chęciny – można powiedzieć słynęły. W każdym razie atrakcyjność tego lokalu była na tyle duża, że z upodobaniem przyjeżdżali tu napić się kawy mieszkańcy kieleckiej „metropolii”. Takiej atrakcyjności (choć mam świadomość, że wówczas było to znacznie łatwiej osiągnąć) serdecznie życzę dzisiejszym Chęcinom. A jeśli kawiarnia będzie miała także ogródek z widokiem na Zamek – być może latem będzie trzeba zamawiać tam stolik z kilkudniowym wyprzedzeniem…