O królu Kazimierzu Wielkim mówi się, że zastał Polskę drewnianą a pozostawił murowaną. Jest to oczywiście przenośnia, będąca hołdem dla gospodarczych talentów władcy, który (szczęśliwie przyszło mu działać w warunkach względnego spokoju w tej części Kontynentu) jak żaden inny polski król sprzyjał procesom urbanizacyjnym, budował zamki i kościoły, dbał o naukę i oświatę. Jeszcze w roku 1500 na ogólną liczbę budynków miejskich, stanowiącą 90 tysięcy, zaledwie 500 było murowanych. A tak naprawdę murowaną (to znaczy z przewagą domów murowanych) Polska stała się dopiero w ostatnich stuleciach: w miastach dokonało się to w wieku XIX i XX, a na wsi – w zależności od regionu – w latach po II wojnie światowej. W przypadku miasta Kielc stało się to w pierwszych latach XIX stulecia, podczas obudowy po wielkim pożarze. W dużo mniejszej Pierzchnicy proces zamiany drewnianych budynków na murowane rozpoczął się pod koniec XIX wieku. Pierwsze piętrowe budynki pojawiły się tu dopiero w ostatniej ćwierci XX stulecia.
Drewniane budownictwo małomiasteczkowe regionu świętokrzyskiego, podobnie jak wiejskie, także nie wykazuje cech zdecydowanie odrębnych. Formy architektoniczne warunkował kształt (głównie szerokość działek), gospodarczy charakter miasteczka (czyli czym trudnił się właściciel domu) oraz poziom zamożności miasteczka i jego mieszkańców. W dużych miastach można powiedzieć, że wykształcał się schemat funkcjonalny domu, który był własnością kupca czy rzemieślnika. Od frontu znajdowała się duża izba, będąca miejscem pracy (kantor lub warsztat), za nią za kominem, znajdowały się pomieszczenia mieszkalne. Za domem było podwórze z zabudowaniami gospodarczymi – stajniami spichrzami, zwykle wychodzącymi na tylną uliczkę. Czasem na podwórzu była nawet własna studnia. Przy zwartej zabudowie wjazd na posesję prowadził przejazdową bramą – gdy szerokość działki na to pozwalała, wjeżdżało się osobną bramą. Uważa się, że od czasów króla Kazimierza „domy stawiano w szeregu, szczytami do placu, czy ulicy, na parceli na ogół dwutraktowej. Wydaje się jednak, że w przeważającej liczbie małych miast dominowała zabudowa podobna do wiejskiej, szczególnie tam, gdzie nie było murów ani obwałowań” – pisze Henryk Samsonowicz. Tak też było w Pierzchnicy. Ponieważ większość mieszkańców utrzymywała się albo wyłącznie, albo częściowo z rolnictwa, przez wiele stuleci zabudowa działek niewiele różniła się od wiejskiej.
Z zachowanych źródeł ikonograficznych wiemy, że w wielu miasteczkach domy poprzedzane były podcieniami – tak było na przykład na rynku w Bodzentynie, a fotografię podcieniowe-go domu z Łagowa zamieścił w swej książce o „Budownictwie drzewnym w dawnej Polsce” sam Zygmunt Gloger. Jedynym, w miarę zwartym i nienajgorzej zachowanym zespołem zabudowy małomiasteczkowej, jest przykład ulicy Głowackiego w Daleszycach, z tym, że są to obiekty pochodzące z czasów „upadku” miejskości Daleszyc, czyli okresu gdy dawni mieszczanie znów stali się rolnikami. Nie dysponujemy niestety ikonografią w przypadku Pierzchnicy, ale wiadomo, że i tu przed domami znajdowały się podcienia. O ich likwidację władze miasta apelowały do mieszkańców w roku 1837, wnosząc: „o zdjęcie podcieni przed domami, które każdy właściciel zrobić jest zobowiązany”.
„Zdjęcie” podcieni – dziś nazwalibyśmy to likwidacją – stanowiło pierwszy krok do przekształcenia dawnej zabudowy w obecną. Gdy stare, drewniane domy zastępowano murowanymi, zabudowywany był już cały front działki, a w budynku pojawiła się przejazdowa brama. Dziś zarówno rynek jak i ciąg ulic Kielecka-Kościelna zabudowane są zabudową zwartą, z budynkami ustawionymi kalenicą równolegle do ulicy, z bramami przejazdowymi po bokach. Budynki usytuowane szczytowo, z dachami naczółkowymi lub z trójkątnymi szczytami, są dziś „w zdecydowanym odwrocie” i za parę lat znikną całkowicie.
Przemiany gospodarczo-społeczne ostatniego dwudziestolecia odwróciły wcześniejszą tendencję przenoszenia się ludności wsi i małych miasteczek do wielkomiejskich blokowisk. To oczywiście pozytywne zjawisko. Ale, że: „nie ma róży bez kolców”, należy wspomnieć i o rodzących się z tego procesu negatywnych zjawiskach. Ruch budowlany w małych miastach sprawia, że buduje się w nich obiekty nie pasujące skalą ani charakterem do historycznego kształtu miasta. Parę takich obiektów „ozdobiło” już Pierzchnicę. Wiele zagrożeń niosą też remonty i modernizacje – jeżeli wykonane będą bez należytej troski o ochronienie kulturowego dziedzic-twa. Mam tu na myśli wymianę okien, docieplanie związane z nowymi tynkami i nową kolorystyką. O tak zwanych „sidingach”, wyjątkowo obrzydliwych, niezdrowych dla ludzi i budynku, nie chcę nawet wspominać. Można i trzeba modernizować budynki, ale zachowując przy tym umiar i szacunek do dzieła przodków. A są już w podkieleckich miasteczkach przykłady wykładania elewacji kamieniczek glazurowanymi płytkami, co nadaje im iście „szaletowego” uroku!
Zanim nie zostaną jeszcze bardziej przekształcone i zatracą jakiekolwiek cechy historyczne (choć chciałbym mieć nadzieję, że tak się jednak nie stanie), warto zwrócić uwagę na kilka zachowanych dziewiętnastowiecznych domów przy rynku. Najstarszym i najciekawszym jest budynek nr 19, stojący na rogu Kieleckiej a będący ratuszem z roku 1848. Dach tego budynku kryty jest blachą.
Dawny charakter i dawną stolarkę zachował sąsiadujący z nim w północnej pierzei budynek o numerze 18, pochodzący z końca XIX wieku. Jego prawą stronę zajmuje przejazdowa brama, o otworze przesklepionym odcinkowym łukiem. Mur zawierający otwór bramny jest nieco wy-sunięty do przodu – co wydaje się być dla budynków w Pierzchnicy charakterystyczne. Pozostałe trzy osie to dwa okna i drzwi pomiędzy nimi, wciąż jeszcze wyposażone w dawną stolarkę. Dobre wrażenie jakie wywołuje budynek psuje tylko brzydkie pokrycie dachu, wykonane z mocno sfatygowanej papy.
Architekturę już dwudziestowieczną (rok budowy 1910) reprezentuje budynek o numerze 15, usytuowany prawie dokładnie po środku północnej pierzei. Jego elewacja jest starannie wymurowana z cegły, nie przeznaczona do tynkowania, i ukazuje wysoki kunszt ówczesnych murarzy. Szczególnie widać to w wykonaniu półkolistego łuku nad bramą cz też nadproży nad pozostałymi czterema osiami (trzy okna i drzwi). Byłoby pięknie, gdyby nie wymienione ostatnio dwa okna, mało, że „krzycząco” białe, to jeszcze z asymetrycznymi podziałami. Tego dysonansu nie ratuje nawet ładna, ceramiczna dachówka, użyta do pokrycia dachu.
Wśród zabudowy rynkowej jest jeszcze parę XIX- wiecznych budynków i nieco od nich młodszych, pochodzących z początków wieku XX, ale niestety o mocno już zatartej pierwotnej architekturze.